Friday 13 August 2010

zoo

Matka pamieta Berlin z wycieczki studenckiej....kiedy to Pani profesor zupelnie za darmo poswiecala jeden weekend w roku dla kolejnego rocznika naszego wydzialu,zeby zabrac studentow i pokazac im jak wyglada prawdziwa architektura.... miasta....
teraz jest inaczej...
majac Mala Q zycie smakuje sie z innej strony..
nie czas juz na maratony po ulicach....gdyz protest dosyc mocno slyszalny jest z wozka.... :)
poza tym przechodzimy faze " wozkom i noszeniu mowimy stanowcze nie!"
Mala Q zdecydowanie woli zdobywac swiat na wlasnych nogach i nie jest wazne to,ze robi 1 krok naprzod dwa w tyl i jeden w bok....bo wszystko dookola jest szalenie interesujace a najbardziej murki, krawezniki  i studzienki kanalizacyjne... :)
Matka wiedzac,ze Berlin byl miastem przelotowym na drodze do UK...wiec wybrala cos co pasuje do energetycznej 16 miesiecznej panienki....co by przejsc to jakos w miare bezpiecznie zdecydowala: jedziemy do ZOO !....
nie starczy jeden dzien by zwiedzic wszystko...skupilismy sie na Akwarium....ktore zapiera dech w piersiach kolorami....i rozmiarami niektorych ryb!
samo zoo jest ogromne ...dla starszakow mozna wypozyczyc smieszne wozki, ktore potem ciagna dzielni rodzice.... w centrum jest restauracja....z pysznym jedzeniem i zastepami wrobli, ktore chyba sa w kazdym zakatku Berlina.... prawie oswojone czekaja,przy stopach kazdego w nadziei,ze cos spadnie im wprost do dzioba...a jesli nie same pchaja sie do talerzy :)))
Mala Q czesc ZOO zwiedzila na spiocha....a czesc ze standardowymi okrzykami " A cio to???" i radosnym kwikiem na widok ptactwa i innych wolno biegajacych zwierzakow...
malo mielismy czasu,zeby poczuc miasto...choc kolacja we wloskiej restauracji, gdzie siedzielismy przy stolikach na swiezym powietrzu....zaopatrzeni w pledy na wypadek chlodu...gdzie zapach i smak mieszal sie z muzyka ulicznych grajkow i gwarem rozmow pozostanie niezwykle przyjemnym wspomnieniem....jakos...inaczej oddycha to miasto...przestrzenia....ktorej troche mi brakuje tutaj gdzie jestem.....











11 comments:

bubalah said...

Ale profil do mamusi podobny;))) Ja tez takie wspomnienia z roznych miejsc swiata, wspomnienia ktore potem dlugo, dlugo ogrzewaja czlowieka od srodka w smutne, szare i nijakie dni;)

Anik said...

o! na to czekałam! :))) Suuuper :)

iis111 said...

usmialam sie czytajac o waszej malutkiej:)
Bylam kiedys w tym zoo,pieknie tam jest. W ogole lubie Berlin.

Anonymous said...

jedym slowem obecnie Twoje zycie z mala Q jest dokladnie takie kolorowe jak to w akwarium :) :) i choc czasami jest ciezko to ma tez swoje uroki

Delie said...

O, jak fajnie:) Mam deja vu:)
Piękne to oceanarium.

mru-K ♥ said...

akwarium, kolory, ryby - coś niesamowitego! (:
a mała Q widać zwiedzała wszystko we własnym tempie (;

dorota20w said...

piekne zdjęcia
powiem ci, że ja tez myslałam nad zakupem szelek dla Lili, ale spotykam się nawet z męża oburzeniem buu

dziwobaba said...

Byłam w Berlinie tylko raz, kilka dni, ale ZOO nie udało mi się zaliczyć. Mam nadzieję, że nic straconego, bo Berlin strasznie mi się podobał, więc pewnie tam wrócę, kto wie może i z młodą się wybierzemy. Na razie mogę tylko pozazdrościć.
A do ZOO wybierzemy się na razie w Warszawie. Powinno Dziubelli wystarczyć.

Anonymous said...

wiele dobrego slyszalam o berlinskim zoo i choc nie lubie takich miejsc, to mysle ze jak juz trzeba odbebnic wizyte w takim miejscu to niech to bedzie w takim razie berlin :)
Piekne zdjecia!

Monika @ Our Homemade Home said...

Piekne zdjecia i Q:D

Majana said...

O jak ładnie! Piekne zdjęcia, po prostu rewelacja!:)