Friday 24 December 2010

wesolych swiat!

pozno juz...dopiero usiadlam...z kubkiem herbaty
uszka ulepione, makowiec sernik pierniczki wszystko jest...karp lezakuje w cebuli choc i tak najbardziej czekam na barszcz....
prezenty popakowane choinka jak wiecie stoi i czeka na inaugaracje swietlna...
jedynie Taty Qoopki jeszcze nie ma ;/
poltorej doby w samochodzie...teraz gdzies pod polska granica po tym jak przedzieral sie przez 300km  niemiecki korek i opoznienia pod kanalem ....normalnie...rece opadaja...ale tak to juz jest w ostatnich chwilach wszyscy jada by zasiasc razem do stolu
tak wiec my czekamy....a Wam chcialam zyczyc od nas Qoopek wiele ciepla rodzinnego w te dni
...samych sukcesow w Nowym Roku...a przede wszystkim zdrowia..bo jak ono jest to reszte zawsze jakos da sie zalatwic :)
byscie byli tak najnormalniej SZCZESLIWI!

WESOLYCH SWIĄT KOCHANI!!!

fotka z zeszlego roku ale tak bardzo ja lubie....:) Mala Qoopka byla wtedy na prawde mala :D

Sunday 19 December 2010

swieta tuz tuz...

wiem, wiem....
nie ma mnie tu z czesto...wybaczcie!
jak wyjezdzalam myslalam...tyyylllle czasu co ja bede robic ?
a juz za polmetkiem.
Czas biegnie jak szalony, ciagle mam wrazenie,ze klade sie spac i wstaje a dzien mija szybko jak za mrugnieciem powieki
nawiazujac do poprzedniego posta zakupy sie udaly  chociaz powiem szczerze nie potrafie do konca wyluzowac...ciagle z tylu glowy mam swiadomosc dziecka i ciezko mi sie tego pozbyc,zerkam na zegarek czy to aby nie pora by wracac...wiem moze i glupie ale chyba niuleczalne :D

Mala Qoopka w swoim zywiole, ciagle jest ktos chetny do zabawy, wiec rozwija sie rownie szybko..taka ilosc bodzcow jednak niesamowicie wspomaga rozwoj dziecka
az sie boje jak ja jej to sama zapewnie potem jak juz wrocimy na swoje smieci... na pewno pojda w ruch wszystkie dzieciece kluby i zajecia...
lek przed ludzmi znacznie sie zmniejszyl,stala sie otwarta i bardziej towarzyska..zaczyna wiecej mowic, ma duze poczucie humoru ( z czego bardzo sie ciesze)
dalej muzykalnosc wiedzie prym...tym bardziej,ze grono podziwiaczy jest spore to i Mala Qoopka chetniej prezentuje swoje wdzieki i tanczy do wszystkiego co sie da :)
zeby nie bylo do tego potoku miodu doloze odrobine dziegciu..otoz mamy elegancki wstep do buntu dwulatka w wykonaniu Malej Q
gdy cos idzie nie tak jak Krolewna sobie zamierzyla nastepuje kilka opcji :
1. rzucanie sie na dywan w rozpaczy i czekanie na reakcje zainteresowanych zwykle z miernym skutkiemm
wtedy przechodzi do punktu 2
robi cos co jest zabronione np. odkrecanie pokretel od kuchenki elektrycznej...
badz.
delikatnie uderza sie np w blat i udajemy bol dodajac element choreografii typu masowanie glowy + placz :) w celu wzbudzenia litosci...
tak wiec czuje  ewidentnie jak nam panna podrosla...

weszlismy teraz w wspanialy czas... juz ubralysmy choinke i nawet wspolnie z Mala Q robilysmy pierniczki...moze to dziwnie zabrzmi ale zawsze marzylam o tej chwili,ze bede z corka piec ciastka...myslalam,ze Mala Q jeszcze nie bedzie zainteresowana zbytnio taka forma aktywnisci..ale milo mnie rozczarowala , jednak zabawy z ciastolina przyniosly skutek i wycinanie pierniczkow stalo sie rownie ciekawym zajeciem...
teraz czeka nas intensywny tydzien przygotowan...w planach ciastka i ciasteczka lepienie tysiecy uszek ...pakowanie prezentow i wszystko to co kocham...
jedynie czekam aby Tata Q byl na czas, zaklinam wszystko ,zeby nie bylo problemu z pokonaniem tych 1500km...
i wtedy bedziemy juz wszyscy w komplecie :)

jeszcze do Was wpadne pozyczyc wszystkiego naj...a zaleglosci u Was na blogach bede odrabiac w styczniu...

no to lece piec ciacha ciao!

Friday 3 December 2010

czas tylko dla Mamy :)

zasypani jestesmy...
jak wiekszosc PL
Mala Q rozpoczela akcje "oswajanie sniegu", bo generalnie jako dziecko oporne na tego typu nowosci..do wszystkiego co nowe podchodzi z doza ostroznosci..
poczatkowa niechec do bialego puchu przelamal dziadek fundujac wnusi sanki..
i teraz wszystko jest COOL...Mala Q rozsadza sie wygodnie w powozie i wio...matka albo babcia zamienia sie w rasowa klacz co brnie przez ten caly snieg...
ciesze sie bardzo...fajnie jest tak odkrywac na nowo takie prozaiczne rzeczy razem z dzieckiem...bo wszystko nawet pogoda nabiera innego wymiaru...

poza tesknota za Panem Mezem ...dobrze nam tu..
powoli zaczynam sie rozkrecac zostawiajac Qoopke w rekach dziadkow...i wychodzac na samotne wypady...
jutro zamierzam ruszyc na swiateczny szoping 
i zamierzam byc mega wyluuuuzowana ...juz nad soba pracuje.. :)
bo sie okazalo,ze pierwsze takie wyjscie bez dziecka bylo niby fajne ale jakies nieswoje...
bo o dziwo nie musialam co chwile biec na schody ruchome, ani szukac przewijaka...
nikogo nie musialam dziwgac na rekach w obliczu buntu ... ani posilkowac sie zwracaniem uwagi na balonika czy pilke w oknie wystawy...
i ten ciagly pospiech....czy ja sie tego kiedys pozbede???
TAK !
jutro bedzie inne
zamierzam....powooooli ogladac ciuchy na wieszakach, ksiazki w empiku, flakony w sephora....i moze sie nawet skusze na samotna kawe i ciacho w kafejce...jak za dawnych czasow....tak sobie saczyc latte, patrzec na ludzi i delektowac sie chwila TYLKO DLA SIEBIE...bo chyba kazda Matka moze sobie pozwolic na chwile takiego luksusu...no nie???
pozdrawiam wszystkich cieplo!!!
Wasza Duza Q

Saturday 20 November 2010

meldujemy,ze

jestesmy :)
czasu mialo byc wiecej a jakby mniej...tyle sie dzieje...Mala Q rozrywana...staje sie powoli dusza towarzystwa...
lot byl w miare udany poza incydentem, kiedy to wozek,ktory mial byc wypluty razem z innymi bagazami wiec byl zwiazany sznurkiem zeby w 1 kawalku jechal ze spiworem , a zamiast na tasme wyrzucono go nam na plyte lotniska...po tym jak uprzejmy steward bagaz podreczny wpakowal nam gdzies w polowe samolotu i czekalysmy az wszyscy wyjda zeby dokopac sie do torby , wiec jak juz Matka wysiadla z Mala Qoopka w zebach zostala prawie sama na plycie lotniska z bagazem i zwiazana spacerowka....na szczescie wydarla sie na tyle mocno,ze zawrocila jakiegos milego pana,ktory zataszczyl wozek za nia....i jakos doczlapalysmy sie do celu..
a tak czas plynie bardzo przyjemnie...matka juz zdazyla wciagnac ok 1kg pierogow z kapusta i 5 rogali marcinskich...od wtorku fitness klub bedzie co gubic :)))
caluski!
p.s pozdrawiam Was wszystkich goraco...czasem udaje mi sie Was podczytac...komentowac bede jak wroce, chyba ze znajde dluuuuzsza chwile :)

Monday 15 November 2010

off we go!

no to lecimy!
lekkie scisniecie w dolku jak to przed kazdym wyjazdem, torba przeryta 1000 razy sprawdzona, czy wszystko jest...
jako,ze Qoopki leca same...to stres jakby lekko wiekszy...
ale damy rade... jakos...
Matke tylko przeraza wrodzona niechec Malej Q do bycia uwiazana ( patrz pasy) z nieodparta ochota biegania i poczucia wiatru we wlosach ( -> 2h w zamknietym pomieszczeniu)  jak dodamy pasazerska niechec do matek z dziecmi  to moze byc goraco... (!)
przezyjemy...
3majcie kciuki..
odezwiemy sie z Ojczyzny juz ... buziak!
fruuuuuuuuuuuuu!!! :)))
p.s.
klip nawiazujacy do tematu po prawej :D

Saturday 13 November 2010

generalnie...

nie dzieje sie nic...
przez kilka dni zylismy na wichrowych wzgorzach...wialo tak strasznie,ze zabunkrowani stacjonowalismy w domu...przerabiajac zajecia plastyczne do znudzenia..
ciastolina, farbki, kredki po kartkach, stolach i nie tylko ( biala sofa w salonie do prania :)
drewniane puzzle i ksiazeczki... 
pogoda nastraja do nieustannego poprawiania sobie nastroju kawa, a jak kawa to i czekolada...hurtowe ilosci! oto recepta na gorsza strone jesieni...
a u Malej Q powoli nastepuje zmiana...staje sie nieco odwazniejsza...coraz bardziej interesuja ja dzieci i zamiast panicznie uciekac i chowac sie za matki spodnica....zaczyna niesmialo wchodzic w interakcje z rowiesnikami, co nas niebywale cieszy..
a tak poza tym szykujemy sie do wylotu...
juz we wtorek Dwie Qoopki leca do Polski...na przedluzone wakacje...az do poczatku stycznia..
wiec zapowiadaja sie swieta w kraju....
matce moze uda sie :
1. pospac
2. poczytac ksiazke
3. zalapac sie na jakis fitness (!) marzy mi sie inny wysilek...taki co glowa odpoczywa kiedy miesnie zmeczone...
4.zjesc mnostwo wiejskiego polskiego sera...i pierogow
5. powloczyc sie po sklepach
6. robic mnostwo zdjec
7. poleniuchowac...
    kiedy babcie beda zabawi Mala Q :)))


Wednesday 10 November 2010

day by day

co u nas???
a nic ciekawego...Matka w glowie uklada zawartosc walizek na wylot do PL i zastanawia sie jak to wszystko (swoje i Malej Q ) upchnie do jednej walizki ?
znow bedzie spocona klasc bagaz na tasmie, dygoczac czy aby 10dkg nie skaze jej na przepakowywanie wszystkiego na srodku terminala...jeszcze czas..jeszcze sie podenerwuje kiedy bedzie pora..

a tak to juz zima powoli do nas zaglada...Mala Q miala dzis nawet premiere swojego zimowego autfitu...czapa i kurtka zimowa mialy dzis swoj wielki dzien...
a poza tym ze wzgledu na zebiszcza w dalszym ciagu mamy w domu malego marudera...pomaga moczenie w zimnej przegotowanej wodzie recznika,ktory Qoopencja zawziecie mietoli w buzi...co skutkuje mokra koszulka i gatkami ale matce wszystko jedno..moze ja przebierac tysiac razy....jak pomaga to juz cos...
dni juz krotkie....ciemno sie robi juz po 16 ...a sklepach bombki zalewaja wszystkie zakamarki...i to jest to!
bo jak wiadomo pilki sa "number one!"  a bombki poniekad mozna pociagnac pod pilki wiec milosc zaczyna kielkowac...choinko babci i dziadka strzez sie! Mala Q nadchodzi!!!
i jesli pojdzie w slady tatusia to jak przed laty...wroze drzewku drzemke w pozycji horyzontalnej a bombkom spotkanie trzeciego stopnia z malymi raczkami .... :)) bedzie co zbierac :D

Friday 5 November 2010

...

chcialabym zawsze doceniac tu i teraz...
a nie cofac sie w czasie i myslec ile moglam zrobic kiedys a nie zrobilam...
bo wtedy umyka nam to co mozemy robic teraz
a trzeba czerpac z chwili jak najwiecej..
bo to nigdy juz nie wroci...

Tuesday 2 November 2010

ku pamieci...top 10

biorac pod uwage pozniejsze zaniki pamieci, kiedy Matka posiwieje a Mala Q bedzie juz panna na wydaniu..Matka zapisze tutaj kilka danych dotyczacych Latorosli ...
1. Mala Q zbytnio wygadana nie jest.... Matka mysli,ze najczesciej wymawiana fraza "co to??" poskutkuje w pozniejszym czasem jakim zaskokiem i Mala Q rozwinie bardziej swoj aparat mowy i ciagly slowotok Matki zostanie nagrodzony....
na dzien dzisiejszy lubujemy sie w odglosach typu waz= ssssssss krowka=mmmmmmmmm i nasze ulubione trabka=tuuut tuut :))
2. uwielbia taniec.... ostatnio mamy mode na mix w stylu pomieszanie hinduskiej tancerki z fanem techno...
objawia sie to wesolym podrygiwaniem kuperkiem z mocno rozwinienta choreografia rak
3. ulubiona zabawa
a) rzucanie sie na materac z glosnym okrzykiem BAAAM!
b) otwieranie szafki i wygrzebanie zawsze tej samej mocno juz sfatygowanej puszki z czerwona fasolka po czym ukrycie sie z nia w dloniach za drzwiami szafki w oczekiwaniu,az Matka znajdzie zlodzieja...mamy przy tym mine "kota ze Shreka" widok nieziemski! :)))
c) zabawa z Tata w tzw "Flegaminke" :)) tak zostala nazwana zabawa, gdyz Mala Q moglaby spokojnie podkladac glos w reklamie syropu na kaszel...w zabawie chodzi o zachecenie Taty do wydawania odglosu warczenia i co nastepuje po tym gonienia na kolanach Malej Q,ktora w tym czasie dziarsko z popiskiwaniem ucieka....
ubaw po pachy!
4. klocki i pilki oraz balony sa the best!...
5. ze snem niestety bez zmian...wychodzace zeby poteguja tylko problem...Matka juz dawno wrzucila na przeczekanie..
6.chcemy chodzic SAME! wszedzie...najlepiej bieguskiem...jak Mama nie patrzy byle szybko, zeby poczuc wiatr we wlosach i wolnosc! bo zwykle Mama zaraz biegnie za nia...bo zew wolnosci nasila sie zwykle w malo dozwolonych do biegania miejsc
7.uwielbia wszelkie czapki i nakrycia glowy, przymierza przed lustrem i biegnie pokazac sie tacie :) a Matke zaczepiaja inne matki na placu zabaw pytajac co matka robi,ze dziecko ma na glowie czapke...super glue??
8. wyrzuca pampersy do smieci ze stwierdzeniem Fe!,
9. nie lubi ciemnosci...
10. i obcych....to sie poki co...nie zmienilo...

to Matka spisala co miala w glowie to moze isc spac :)

Monday 1 November 2010

kolejny raz

juz czwarty... kiedy nie ma mnie w Polsce w tym dniu...i  juz pisalam wiele razy ,ze moze to dziwne ale ja lubie to swieto...ta zadume..ten zapach zniczy i las swiatel jak juz ciemno....
kazdy ma  w sercu bliskich,ktorzy odeszli...
a ile pamietacie dni, kiedy odeszli znani???
tak sobie mysle,ze pierwszy swiadomy dzien,kiedy do mnie dotarlo,ze ktos znany, lubiany przez mnie odeszedl...byl Freddie Mercury,ktorego nota bene uwielbiam....mialam wtedy 11 lat...a pamietam jak dzis news w wiadomosciach...
z ostatnich takich momentow siedzi we mnie dzien odejscia Patricka Swayze, bo to takie surrealistyczne, ja wychowana na Dirty Dancing....a jego juz nie ma...tak samo jak Michaela Jacksona...
Jan Pawel II i ksiezna Diana ich odejscie na pewno tez bede dlugo pamietac...
a zycie toczy sie dalej....
a tutaj na wyspie wszystko zasypane dyniami i kosciotrupami... zupelnie inny wymiar...
zeby nie bylo za grobowo....
to troche poslodze...sernikiem,ktory znika szybciej niz sie pojawia...i przyznaje bez bicia,ze polowe zjadam ja :) a Maz musi pilnowac,zeby mu jego porcji nie zjadla..
dla wielbicieli sernikow lekkich,rozplywajacych sie w ustach...mniam!
bez spodu,szybki i bezproblemowy tylko mikser i  miska jak ktos ma wiecej czasu mozna sie pokusic o ciasteczkowy spod ...u mnie bez...

1kg sera bialego ( polski wiaderkowy) w UK 3 quarki plus 1 mascarpone
250ml kremowki
4 jaja
15 dkg cukru
garsc rodzynek
cukier waniliowy
1 budyn waniliowy
2 lyzki maki pszennej
2 lyzki maki ziemniaczanej
lyzeczka proszku do pieczenia


zoltka oddzielic od bialek ,
ser,zoltka,cukry,maki,budyn i proszek do pieczenia zmiksowac...
kremowke i bialka ubic osobno, deliakatnie wmieszac w mase serowa, tortownice wylozyc papierem do pieczenia, bokow nie smarujemy..
pieczemy okolo godziny w 180stopniach
pamietajmy,zeby nie dawac odtluszczonego sera sernik,zeby byl smaczny i lekki musi miec w sobie jaja i tluszcz...inaczej daleko mu do sernika :)





















przepis z dodatku do gazety Tina

 a Freddiego posluchajcie klikajac po prawej stronie :) wiecie gdzie... :)

Thursday 28 October 2010

4x4

walczymy z zebami... ida cztery czworki...bol jest ..
Mala Q jesc nie chce...pije wode i mleko oczywiscie na reszte oglosila bojkot..
w dzien jeszcze zabawa przycmiewa ten bol...ale w nocy juz kilka razy musielismy ratowac sie czopkiem
uff...a jeszcze tylke zebow przed nami...az strach sie bac...
w dzien jak tylko ladna pogoda uderzamy do parku cieszyc sie resztkami dobrej pogody bo zbliza sie nieuchronnie pora deszczowa...
Mala Q wyprawke zimowa ma wiec juz nam nawet snieg nie straszny a zblizajacy sie pobyt w Polsce na pewno bedzie obfitowal w bardziej zimowa pogode niz ta angielska
o tu mala zajawka jesienna
a jak ktos ma ochote na wiecej zdjec pt "MalaQ vs liscie" zapraszamy na drugi blog :)

Sunday 24 October 2010

inny wpis....

wlasnie obejrzalam film...wow!
majac dziecie co zanim polnoc wybije zdarzy mu sie obudzic kilka razy, nawet obejrzenie filmu to wyczyn jest...i to jaki!
i tak w ratach ale do konca i z niezmierna przyjemnoscia weszlam w inny swiat..w swiat Julii Child...
widzieliscie Julie & Julia ???
jesli nie to mysle,ze warto nadrobic nie tylko dla momentu jak zywcem pakuje 3 homary do wrzatku :))) nooo usmialam sie do lez nie powiem!
ale dal mi duzo do myslenia...nie tylko uzmyslowil mi,ze nigdy w zyciu nie wyluzowalam kaczki, ani nie zrobilam kremu bawarskiego... :)
zastanowilam sie raczej jaka moc ma blogowy swiat...
ile jest osob,ktore czytaja nasze wypociny tak od niechcenia przegryzajac paczka z kawa kiedy szef w pracy nie patrzy...ilu z Was stanowi grupe cichych podgladaczy,niezostawiajacych komenatrzy jednak systematycznie sledzacych nasze zycie?
ilu trafia przypadkiem i juz nigdy nie wraca??? bo Tych co sa obecni i tworza jakby calosc wpisujac gdzies na dole swoje mysli zna sie,lubi i kojarzy choc sie ich nigdy nie spotkalo twarza w twarz...
blog jest dla nas odskocznia, pamietnikiem mysli,ktore ucieklyby gdzies niezapisane,przystankiem dla nas gdzies w gonitwie z czasem, a dla naszych dzieci w przyszlosci mozliwoscia poznania nas z innej strony...
za pare lat nawet blog w tej formie bedzie juz forma 'retro' :) ale najwazniejsze,ze bedzie
tak wiec...mimo,ze jest to przede wszystkim forma mojego uzewnetrzniania sie fajnie,ze jestescie tutaj Drodzy Czytacze..Ci znani i nieznani, przyjaciele, wirtualni znajomi,cichociemni podczytywacze i zablakani, przypadkowo zassani przez wyszukiwarke i wypluci w moim swiecie...
welcome to qoopka's world :)))
bez Was to nie byloby juz to samo...

Thursday 21 October 2010

awykonalne....

jest czasem zrobienie zakupow z 18 miesiecznym dzieckiem...

pewnie Matke zaleje lawina pytan a to niby czemu??

wszystko zalezy od dnia

jesli wystepuje lekka niedyspozycja rodziciela czyt.cierpliwosc mocniej nadwyrezona wtedy jest jeszcze trudniej

bo Maly Czlowiek w sklepach z ciuchami zwykle chce robic zupelnie inne rzeczy niz np matka,  probujaca uzupelnic dziecieca garderobe o cieplejsze ubrania

dlugo pracujacy Tatus Q plus brak babc i dziadkow i innych ochotnikow do zajecia sie Mala Q powoduje,ze Matka na taka batalie wyrusza sama...dzielna Matka Polka ! na barykady!!!!!!
i tak...ma dwie opcje

1. albo wezmie wozek i bedzie miec wsrodku Mala Q probujaca za wszelka cene dac dyla przy odpowiednim akompaniamencie swoich strun glosowych

2. wziac dziecie "luzem" majac przy sobie wniebowzieta latorosl biegajaca wszedzie i eksplorujaca ochoczo otoczenie

Matka wybrala bramke nr 2

efekt:

jedna reka probowala przeszukiwac wieszaki, 2 reka trzymac to co udalo sie wylowic; 1 okiem badac rozmiar,cene i cala reszte, 2 okiem i wszystkimi czulkami nadzorowac co robi w tym czasie Mala Q

a ona.... przetarmosila w mgnieniu oka cala gablote z koralami, biegala dookola lustra robiac akuku, szukala wyjscia (!) i schodow ruchomych (!) a jak znajduja sie w tym samym sklepie to matka z gory ma przekichane...kazda proba odwrocenia uwagi konczy sie buntem na pokladzie lacznie z ostentacyjnym siadaniem na podlodze...

bunt dwulatka juz nadchodzi...matka czuje jego oddech na karku...

po takiej wizycie w sklepie matka sie czuje jak kon po westernie... a czasem wywiesza nawet biala flage zabiera dziecko pod pache  i wychodzi bo cienka struna cierpliwosci nagina sie do granic mozliwosci...

i oczywiscie jak tak  Matka wychodzi zagotowana ze sklepu z Mala Q w zebach to ZAWSZE mija okolo 5 wozkow z maluchami spokojnie siedzacymi patrzacymi nieobecnym wzrokiem w przestrzen...zujacych jakiegos chrupka...a obok ich matki spokojnie sprawdzaja jakosc materialu nowego sweterka dla swojego ultra spokojnego dziecka
lajf is lajf!
uff...

Sunday 17 October 2010

18 miesiecy

doprawdy Rodzice Q dzisiaj tak patrzyli na ta swoja latorosl...i oczy przecierali ze zdumienia,ze to tak szybko minelo....
niesamowite..
dopiero co Matka miala brzuch jak pilka lekarska i nie pamietala jak wygladaly jej stopy
dopiero co miala zgage taka,ze myslala czasem ,ze tylko gasnica jej pomoze
dopiero co wypijala hektolitry wody a butelka mineralnej sluzyla jej za poduszke
dopiero co prawie mieszkala w wc
dopiero co  chodzila po scianach porodowki  i miala ochote udusic polozna....
a juz ..........

Mala Q biega, jak strus pedziwiatr na dopingu, smieje sie czesto-gesto, uklada drewniane puzzle, zongluje ksiazeczkami, kocha balony, pilki i wiatraki...
a rodzice ...najbardziej kochaja ja.....





















Wednesday 13 October 2010

a u nas...

po staremu...
zebiszcza ida na potege...i to jeszcze w dziwnej kolejnosci chyba
bo na dole Mala Q posiadajac 2 ostre jedynki wzbogaca sie wlasnie o tylne trzonowce...
wiec Matka znow w strefie zombie bo nocki niezbyt dobre...( ale jeszcze sie nie trafila normalnie przespana noc od 18 miesiecy  wiec to juz norma)
pogoda za to nas rozpieszcza ..choc juz coraz zimniej wiec Matka widzi cala zimowa wyprawke,ktora musza z Tatusiem Q zakupic oj portfel bedzie lzejszy oj taaaaaaaak...tym bardziej,ze w PL spedzimy z Mala Q poltora miesiaca i to juz niedlugo...wiec musimy sie szykowac na normalna wersje zimy a nie angielska wersje light ...:)
dawno nie bylo przepisu co? :)))
to prosze bardzo :) wiele osob prosilo Matke o przepis na jej chleb wiec oto i on...

Chleb Qoopkowy
z przepisu wlasnego,proporcje tak sprawdzane,az doszlismy do efektu zadowalajacego nasze podniebienia, pieczony co drugi dzien w ramach bojkotu kartonowego pieczywa angielskiego :)
jedynie co potrzeba to garnek zeliwny mozna kupic taki np w ikea klik klik
pieczywo pieczone w garnku jest niesamowite,dlugo utrzymuje swiezosc, skorka jest chrupiaca a nawet chleb na drozdzach smakuje prawie jak na zakwasie :) zasada jest taka,ze nagrzewamy garnek i przekladamy wyrosniety chleb juz do goracego garnka zamykamy pokrywe po ok 25 minutach odkrywamy i rumienimy skorke
na dole piekarnika ustawiamy obowiazkowo naczynie z woda, para powoduje,ze skorka jest chrupiaca :)
skladniki
800g maki u nas pszenna zmieszana z pszenna pelnoziarnista
500 ml cieplej wody
1.5 lyzki oleju
1,5 lyzeczki drozdzy
1,5 lyzeczki soli
lyzeczka cukru
ziarna slonecznika opcjonalnie

Matka z tych leniwych co sie wyrecza maszyna do pieczenia chleba...ale uzywa jej tylko do wyrabiania ciasta..nastawia na cykl dough i po 45 minutach wyjmuje z maszyny i  wyrabia ciasto, sklada w bochenek i pozostawia do wyrosniecia w koszyku lub durszlaku wyloznym lniana scierka i  obsypanym maka
mozna naciac bochenek, po podowojeniu objetosci przekladamy bochenek do garnka
nawet jesli ciasto lekko opadnie to ladnie odbija w garnku, pieczemy jak opisalam Matka powyzej..w ok 220 stopniach
chleb jest gotowy jesli po wyjeciu z garnka wydaje gluchy odglos po popukaniu w skorke :))
smacznego :))
aaaa jak ktos zapomnial jak wyglada Mala Q zapraszam na drugi blog :)))

Friday 8 October 2010

nie?

Mala Q mowi nieduzo...ale rozumie sporo..
jak Mama mowi przyniesc kalosze to pojdziemy na ogrod...to przytaszczy swoje i hurtem rowniez gumiaki rodzicielki
jak Mama mowi chcesz wody?? to czasem zanim matka podniesie swoje 4 litery to dziecko juz taszczy z kuchni 2 litrowa butle wody...
jak Matka sie pyta czy chce isc na spacer i co zabieramy?? to Mala Q z predkoscia swiatla,ktora nie powstydzil sie statek ze Star Treka :) przynosi buty, zaklada czape daszkiem do tylu :)  przynosi szelki...i bidon

ale ze slowem NIE mamy pewien problem

mianowicie...jest on z gruntu olewany badz traktowany jako zacheta do zabawy :) w kotka i myszke noo i Matka robi za myszke :)) oczywiscie

Matka mowi zdecydowanym glosem, tlumaczy, grozi palcem, przenosi dziecko i sadza na dywanie by pokazac,ze czegos nie wolno a wtedy nastepuje powtorka z rozrywki...

scenka dokumentujaca :)
Matka widzi katem oka jak Mala Q majstruje przy grzejniku
odkryla, ze mozna zdjac nakretke od termostatu...ale pod nakretka jest ostre cos co matka juz widzi, kazda hardcorowa historie za tym podazajaca
wiec nastepuje umoralnienie dziecka...5, 10 15 raz...
kiedy matka mysli,z odniosla sukces w drzwiach kuchni pojawia sie Mala Q machajac nakretka mamie przed nosem z duma prezentuje zdobycz i ze swoim szczerbatym usmiechem... czeka na reakcje Mamusi ...

zanim Mala Q zalapie wreszcie..Matka obmysla jak na wieki wiekow przymocowac nakretke do reszty grzejnika :)))
wiadomo..konsekwencja przed wszystkim...za ktoryms razem bedzie efekt wiec Matka dzielnie powtarza sie jak zdarta plyta ..
czasem tylko po ciezkim dniu...
ja po raz enty powtarza "NIE" a Mala Q najpierw wklada reke do kubka z woda po czym wylewa go na siebie,zeby wyssac wode z koszulki Matce rece opadaja do ziemi ... i wtedy pozostaje juz tylko jedno...
usmiechnac sie...:)) i zalozyc kolejna sucha koszulke
bo Matka wie...ze kiedys bedzie to wspominac z lezka w oku :)
milego weekendu!

Tuesday 5 October 2010

remont....

chwilowo brak zdjec...
jesienne porzadki, przemeblowania, zmiana pokoi...tu malujemy tam kladziemy wykladziny....generalnie dom wyglada jak pobojowisko
Mala Q przeszczesliwa gdyz moze buszowac w tym calym balaganie...plus mixowac go ze swoim wlasnym...
powoli zaczyna to wszystko nabierac oglady
Matka jest typem chomicus pospolitus...
magazynuje wszystko co sie da
bo wszystko wiadomo,moze sie przydac...nie wiadomo kiedy ale kiedys na pewno
do kazdej pierdoly dokleja wartosc sentymentalna...
Pan Maz choc ten sam znak zodiaku co Matka ,jednak przedstawia drastycznie inne podejscie do tematu...chociaz Matka moglaby sie przyczepic do garazu...ale tego nie zrobi :)))) bo zostanie jej wygarniety caly zachomikowany arsenal...
poniewaz remont jest doskonalym powodem to segregacji i utylizacji
akcja " SKIP" zostala oficjalnie rozpoczeta... i porzadek powoli zaczyna przechodzic w stan realny-dokonany...
czasem cos jedna reka wyrzuca,zeby druga spowrotem tego cosia ratowala :) ale generalnie Matka dumna z siebie jest...bo jakos z odsmiecaniem otoczenia ze zbednych "niezbednikow" laczy sie rowniez odsmiecenie glowy.... a to poczucie usystematyzowania bardzo Matce pasuje...
idzie ku lepszemu....

Friday 1 October 2010

malowniczo....

dzis leje....
Mala Q z uporem przynosi kalosze w nadziei,ze wyjdziemy...
ale tak zabami bije, ze nawet lazenie po kaluzach jest niemozliwe
wiec okupujemy centra handlowe i nasza biblioteke ...ba! my juz tam prawie mieszkamy :)
i czekamy na zlota jesien zeby sie polozyc w dywanie z lisci...oj tak.. o tym marzy Matka nie od dzis...
bo dziecie jest juz na tyle duze, ze bedzie to niewatpliwie atrakcja a i Matka sie cieszy bo bedzie mogla bezkarnie robic to co czasem moze dla niektorych byc elementem z cyklu "nie wypada"
Matka ma teraz i tak radosc wielka bo moze sie cofnac w czasie: zjezdza na zjezdzalni ( bo z Mala Q trzeba:) hustawka wielka pleciona tez jest nasza :))) i generalnie Matka moze szalec po placu zabaw w ramach goryla Malej Q a w duchu cieszy sie,ze moze tak hasac bezkarnie majac juz swoje lata na karku :)

ostatnio jak jeszcze pogoda nas rozpieszczala szukajac miejsca na sesje retro ,ktora okazala sie koniec koncow sesja modern (! i dobrze) wiecej na  photoblogu
Matka znalazla szukajac palcem na mapie wspaniala miejscowosc...zaczarowana...wrecz...Castle Comb
jest tak malownicza,ze kiedy Matka z jezykiem jak krawat pod gore pchala wozek z Mala Q ekipa Stevena Spielberga przygotowywala plan zdjeciowy jego nowego filmu War Horse...
nie jest to pierwszy film krecony w tym miejscu.... grywal tu i Antony Hopkins nawet...tak wiec Matka poleca jesli ktos kiedys zabladzi w te strony....
 




a tak poza tym dni plyna szybko....
Mala Q zaraz skonczy 18 miesiac zycia...ale o tym bedzie osobny wpis... :)
milego weekendu
i zostawiam Was z jeszcze jedna fotka...tym razem juz z naszego miasta...


Tuesday 28 September 2010

NHS vs Matka

generalnie Matka z tych bardziej cierpliwych jest...ale sa momenty,ze krew ja zaleje a wtedy to juz powodz jest...
jak wtedy kiedy ma wykonac :
"telefon do przychodni..."
 rejestracja od 8.30
matka juz od 8.25 w pogotowiu i kreci , stuka numerki na telefonie,zeby uslyszec...
we are currently closed....please call again at 8.30 ( zamkniete, dzwonic o 8.30)
wiec Matka kreci...i kreci...zeby potem uslyszec co??? zajete!!!!!!!!!!!!!
no dobra...wola walki nadal jest
wreszcie polaczyla sie uff..
a pani rejestratorka mowi co??? ze juz wszystko zabookowane.
ze jak???? £$%%^&*()
no ale moze Pani zadzwonic po 1.30 zeby sie umowic na popoludnie..
nie musi Matka wyluszczac,ze o 1.30 sytuacja sie powtarza...z rownie kiepskim finalem..
tyle,ze Matce nerwy puscily juz tak,ze pani po drugiej stronie chyba poczula na sobie matki oddech. :)
i zostala umowiona do drugiej przychodni -filia w innej dzielnicy...
Victory! Matka pomachala flaga ... udalo sie...

pojechala zatem autkiem z Mala Q bo to dla niej ta wizyta w celu zidentyfikowania powodu 3 miesiecznego kataru...
no i Matka sie doigrala
po specyficznym usmieszku pana doktora moza bylo domyslec sie,ze matka jest pewnie przewrazliwiona, i robi z igly widly!
...na zapytania o alergie, zostala skwitowana,ze kazde dziecko prawie ma tu alergie i chodzi z gilami po kolana i , ze to normalne jest...
jak Matka zapytala o testy IgE to pan doktor prawie z krzesla spadl.... stwierdzil,ze musi sie skonsultowac z Panem Immunologiem czy aby na pewno mozna wykonywac takie testy u dzieci(!)

z gory uprzedzam,ze Matka nie jest z tych co szprycuja antybiotykami...
ale taki test mysle,ze pomoglby chociaz stwierdzic,czy jest z czym walczyc...czy nie i poznac wroga...
bo Matka jak i Pan Maz zwyczajnie nie moga juz patrzec jak dziecko sie meczy...
teraz pozostalo nam czekac,,na telefon pana doktora...

Thursday 23 September 2010

day by day...

Matka stwierdza,ze z checia pisalaby codziennie ...ale o czym??
czy jej zycie jest na tyle ciekawe,zeby ubierac je w slowa codziennie?
i czy Was po tamtej drugiej stronie to zainteresuje takie szare zycie?

no to maly apdejt

bo czasem jest fajnie a czasem mniej...
jak w zyciu..

czasem Matka ma dobry nastroj, nawet jak  MalaQ wykreca jakis numer jest git...
np. dzis laduje Matka dziecie do auta plus wszystkie pampersy i popierdolki potrzebne na okazje 'spaceru' po fajniejszym placu zabaw daleko od domu... po czym glupia wreczy dziecku bidon zeby sobie moczylo dziuba po drodze...i dziecko moczy tylko nie dziub...
ale np swoj fotelik i cale swoje spodnie od kostek po pas.... bo matka by nie wpadla na taki maly myk...ze jak sie flexi rurke od bidona przekrzywi...to woda bokiem sie wylewa i wtedy mozna esy-floresy woda kreslic po wszystkim co sie da.... dziecko potrafi!

poza tym...juz sie Matce zalaczyl sprzatacz jesienny i wymiata wszystko co sie da... z jednej strony...bo maly skrzat z drugiej wynosi roznosi i ukrywa inne rzeczy...tak ze matka uprzatnawszy 1 strone moze znow zaczynac od poczatku...i tak moze sprzatac sobie do wiosny....

a moze to...ze przyszedl spec-pan od boilera ...mial naprawic...i teraz z jednego kurka leci taki wrzatek,ze mozna jajka gotowac w zlewie...

no i makowiec mial byc pyszny wyszla bula z czarnym miazszem.... pan Maz do dzis nie moze przezyc,ze Matka zbeszczescila cala puszke maku....:) teraz sama ta bule je i konca nie widac :)))

a tak poza tym...
byle do weekendu!

Sunday 19 September 2010

17 miesiecy minelo 17 dnia miesiaca...

rosnie nam Qoopka...ciezko za nia nadazyc..
Matka dopiero co przewijala tobolek-wisicycek 3,5kg a teraz biega za 15kg malym pedziwiatrem...
zaczyna sie powoli etap probowania rodzicow, i dawanie do zrozumienia czego Maly dykator chce a czego nie :))
 powoli opanowujemy wiecej slow... syczymy jak waz...namietnie pokazujemy wszystkim swietym gdzie jest pepek :) i wycieramy same nos ( jeszcze bez dmuchania), aaa i pije sama ze szklanki :)
ulubiona zabawa na spacerze ; wrzucanie kamieni do studzienek aby bylo glosne PLUM!
ulubione zajecie "zakazane" : nadal wysysanie mokrych chusteczek , mokrego prania na sznurku, wodnych pisakow
ulubione zabawki : pilki i balony
nie rozstajemy  sie ze swoja jeansowa czapeczka...zaklada ja wszedzie i bez niej nie wychodzi :))) wiec prawie na kazdym zdjeciu prezentuje daszek do tylu i nie jest to namolna fanaberia Matki a samodzielny wybor corki zeby nie bylo! :)
uwielbia wszelkie ksiazeczki z cyklu touch & feel...gdzie paluchem mozna wymiziac wszelkie faktury
z uporem nastawia alarm w kuchence, programuje pralke, znosi kamienie z ogrodu i wrzuca na plytki w kuchni ( kiedys sie matka zabije ),
ma zakrojone na szeroka skale uwielbienie do ruchomych schodow i wind,
a rodzice....bzika na punkcie wlasnego dziecka ale to chyba normalne nie?


































Thursday 16 September 2010

jesien ?

chyba tak...herbata lepiej smakuje, porzadki jesienne rozpoczete i muzyka jakas taka nastrojowa w sluchawkach...
dni przeciekaja miedzy palcami... dopiero co Matka wstaje a juz sie kladzie..
wrzosy jeszcze nie kupione , szuranie liscmi jeszcze przed Mala Q ..
matka sie doczekac nie moze...sama do dzis pamieta tony lisci w parku i ten szelest..bezcenne!
poki co walczymy z gilami...tzn MalaQ walczy a rodzice zachodza w glowe jak sie tego pozbyc...bo walka juz trwa za dlugo..
domowe sposoby dzialaja srednio, antybiotyk tutejszego lekarza pomogl na krotko...alergia? eskterminacja kurzo-roztoczy rozpoczeta...co bedzie zobaczymy...
w sklepach  mikolaje i renifery (!)....  co roku to samo i co roku Matke to bulwersuje...tak jak i kurczaczki w styczniu....
ten czas tak szalony jest  a ludzie i tak chca przyspieszac po co???

Matka chce sie nacieszyc babie lato,grzyby,liscie..jarzebina...smak goracej herbaty...i szarlotka..
jeszcze przyjdzie czas na snieg...
STOP!

Saturday 11 September 2010

The baby kamikaze

dzieci w amoku eksploracji lekko ocieraja sie o autodestrukcje..
matka juz wiele razy pisala tu,ze najchetniej Mala Q owinelaby szczelnie w folie babelkowac a dom wytapetowala oponami od stara...
ale sie tak nie da...i po kolejnym guzie na czole biegajacej Qoopencji zaczela sie zastanawiac co z tym moze zrobic... i doszla do tego,ze nic..
bo Mala biega jak opetana, czesto przed siebie zamykajac jedynie oczy widzac zblizajaca sie przeszkode jednak predkosci nie redukujac...
a matka nawet jak probuje nadzorowac 24 h to i tak nieraz ponosi kleske..
ale czasem lepiej sie poczuje wiedzac,ze nie jest z tym sama..chociaz chyba ma o wiele wiecej wyobrazni....
ostatnio w oslawionej bibliotece, byla swiadkiem momentu kiedy inna  mamuska ...usadzila samo na sofie swoje ledwo siedzace dziecie i zaczela mu bic brawo jak to pieknie samo siedzi po czym nawet nie zdazyla klasnac w dlonie kiedy myk... i dziecko wyladowalo pionowo glowa w dol obok sofy...
matka rzekla UPS! otrzepala dziecko i zajela sie sciaganiem drugiego dzieciecia prawie zwisajacego z szafki z ksiazkami...
a ja matka prawie zeszlam,
prawie...potrzebny mi byl zestaw reanimacyjny Jamesa Bonda...tylko podlaczyc elektrody by akcja serca wrocila...
tak to juz jest...siniaki, i guzy sa czescia zycia i jednak nieuchronne szczegolnie na tym etapie rozwoju... matka sama pamieta swoje dziecinstwo kiedy Dziadek Q przy niezlej widowni  pilowal balkonowe prety kiedy postanowilam zlapac uciekajacy papierek i glowa utknela mi po drugiej stronie balkonu...
pamieta tez kolege, ktorego ulubiona zabawa bylo wdrapywanie sie na dach windy i jezdzenie w szybie windy gora-dol...
to dopiero mrozi krew w zylach...
mam nadzieje,ze Mala Q nie rozwinie w przyszlosci az takich hardcorowych zabaw bo Matka nerwowo tego nie wytrzyma...moze poprzestanie na lazeniu na murkach...hahaha oj ja naiwna!

Monday 6 September 2010

ksiazkowy mol w pampersie

Matka usiluje sobie przypomniec co robila w niepogode jak byla mala...niestety logicznie rzecz ujmujac nie moze cofnac sie do Maloqoopkowego wieku...ale jak byla mala to pamieta:
gre w bierki, panstwa miasta, rysowanie,odbijanie na papierze kredkami monet..spotykanie sie z kolezankami z bloku na klatce, wymienianie sie naklejkami do albumow... ktos to pamieta??? kupowalo sie album np ze zwierzakami WWF i potem kupowalo sie zestawy naklejek...ktore powtarzaly sie, i  tak nalezalo sie wymienic z kims na naklejke,ktorej brakowalo w albumie,zeby uzyskac calosc...
a najfajniejsza na niepogode byla dla Matki biblioteka...
w ktorej srednio raz w miesiacu wypozyczala ta sama pozycje...Dzieci z Bullerbyn
ukochana ksiazka....absolutnie!
Matka nie moze sie doczekac kiedy zacznie czytac ja z MalaQ
marzyla sobie zawsze o takich przyjazniach, o wysylaniu listow w puszkach i normalnym sielskim zyciu..bo w glebi duszy matka chyba woli wies..

a przystosowanie do zycia w bibliotece Mala Q przerabia od niedawna ....karte biblioteczna juz posiada dumnie choc na razie  miejsce to zamiast do czytania sluzy do:
ogladania ksiazeczek ...matka obserwuje i chroni przed nieumyslna dewastacja
sciagania ksiazek z polek i ukladania w stosiki
bawienia sie w "gonito" :) pomiedzy regalami...goni zawsze mamusia...corcia dzielne ucieka
malowania kredkami po kartkach matka pilnuje,zeby na kartkach sie skonczylo
siadania na pufy, fotele, dzieciece krzeselka i zeskakiwanie przy glosnym "appp!" (?)
przygladania sie dzieciom i zawstydzania przy doroslych...
wyciagania ulotek i prob rozrzucania ich jak confetti
:)
na szczescie angielskie biblioteki sa absolutnie nastawione na dzieci...wydzielone kaciki gdzie dzieciaki moga biegac, rysowac, wycinac, gdzie kilka razy w tygodniu mile panie czytaja bajki albo rymuja z maluchami , gdzie jest kolorowo i przyjaznie....i nawet jak dziecko wyrwie strone z ksiazeczki to nikt za to matce glowy nie urwie...ufff...

 a po dzisiejszej wizycie w bibliotece matka ma jeszcze jedno przemyslenie....musi chyba Malej Q kupic wiecej sukienek...bo znow uslyszala,jaki to ladny chlopczyk...yyy
zeby nie bylo, ze same jeansy  w szafie :)...fotka w kiecce :)

Friday 3 September 2010

bakcyl & simple pleasures

zamieszkal u nas bakcyl...
zjadliwy bo meczy mala Qoopke juz 2 tydzien..na tyle,ze dzis nastapila kapitualacja
wycieczka do lekarki zakonczyla sie antybiotykiem,ktory matka teraz skurpulatnie przemyca...bo dziecie nie jest skore do polykania nieznanych substancji...
dlatego blogowe zycie troche zamarlo...ale wkrotce nastapi reaktywacja a tymczasem...
a z innej beczki
Dragonfly ustrzelila mnie do zabawy...
oderwe sie troche od tych bakcyli,zebym nie czula sie jak w reklamie domestos :)) i tak
moje 10 przyjemnosci:
1.otwieranie nowego sloika z kawa...szczegolnie przebijanie zlotka lyzeczka i ten pierwszy aromat...
2.obserwowanie Malej Q jak sie zmienia i jak inaczej patrzy na swiat
3. fotografowanie...zatrzymywanie chwili, potem wracanie ...wspominanie...
4. gory, morze, wies...tam gdzie czuc przestrzen ..
5. codzienne wieczorne rozmowy z Mezem przy dzbanku herbaty,
6 moment wyjecia chleba z pieca...kiedy caly dom pachnie i roztopione maslo na jeszcze cieplej kromce
7. zapach zniczy w swieto zmarlych
8 kapiel w pianie
9 babskie pogaduchy przy kubku kawy na dywanie
10.kiedy ktos uklada mi wlosy...

moglabym tak w nieskonczonosc...w koncu zycie sklada sie z malych przyjemnosci...
kto ma ochote?? moze Anik, Damalek,Cudawianki, Bubalah....

Friday 27 August 2010

jesien?

to czuc ...w powietrzu...ze juz koniec lata...
herbata juz tak lepiej smakuje... rosa na trawie....
i deszcz...coraz czesciej niestety
w ciagu ostatni kilku mielismy sciane wody za oknem....od rana do nocy....
typowy spacer w kaloszach nawet nie wchodzil w gre...
zajecia dla dzieci ruszaja od wrzesnia...wiec Matka wdrazala plan B,
ktory ostatnio jest niezaprzeczalnie qoopkowym hitem
a mianowicie wycieczka do tesco  i tak zlota 7 ulubionych zajec malej panny Q:


1 ogladanie w sklepie zoo: krolikow i innych rybek, po wizycie w Berlinie rybki sa zdecydowanie numer1
2 jezdzenie schodami ruchomymi ... i winda...non stop gora-dol gooora doolll az do choroby morskiej
3.wypakowanie wszystkich pilek z polek w dziale sportowym
4. wyprobowanie czy wszystkie drewniane zwierzaki na kolkach ciagnie sie po sklepie rownie przyjemnie
5. sortowanie puszek z groszkiem
6 wyciaganie lakierow do paznokci w regale kosmetycznym i ustawianie ich w kolorami na podlodze im bardziej pstrokate tym wieksze maja wziecie :)
7. i ulubiony dzial : bizuteria made in garaz w Chinach  zakladanie wszystkich korali na szyje jak BA z Druzyny A po czym nalezy wykonac taniec sprawdzajac czy korale odpowiednio dyndaja :))) Mala Q jest w tym specjalistka...
i Matka tak sie rozglada po sklepie i widzi,ze dzieci wszystkie spiete w wozkach a ona jest chyba jedyna matka z biegajacym dzieckiem po centrum handlowym, ktora pozwala eksplorowac do woli przestrzen... co wzbudza podejrzenia i skutkuje panem ochroniarzem krazacym podejrzanie w poblizu matki i malej Q.
ale co tam jak zabawa to zabawa ! nastepnym razem zapytam moze pan ochroniarz ma ochote z nami pojezdzic winda tylko sie wstydzi zapytac co nie? :)))

Monday 23 August 2010

chcialabym

zachowac na zawsze w sercu te momenty...
kiedy Mala Q bierze moja twarz w swoje raczki i zaglada mi gleboko w oczy,
kiedy bierze mnie za palec i prowadzi gdzies,zeby cos pokazac, albo zeby ukladac z nia klocki
kiedy podryguje do kazdej muzyki
kiedy reaguje piskiem i radoscia na widok piersi
kiedy spi i pomrukuje zadowolona przez sen
kiedy wtula sie mocno gdy sie czegos obawia...
tak wspaniale,ze jestes Coreczko....

Wednesday 18 August 2010

wspomnienia

Matka wsadzila dzis swoje dziecie do auta i pomknela na stare smieci.... w miejsce gdzie kiedys mieszkali i przywiezli Mala Q ze szpitala.... i do naszego starego parku..

park, do ktorego Mala Q pojechala na pierwszy spacer.... z ktorego matka wiala ile sil w nogach bo Qoopencja tak pilowala dzioba,ze caly park sie ogladal...bo jak pamietacie nienawidzila szczerze wozka...

ile godzin matka wyplaszczyla na lawce czytajac ksiazke, kiedy Mala drzemala....kazdy lisc byl prawie policzony kiedy matka tak kilometrowke wyrabiala codziennie pchajac wozek pod gorke...
a dzis...
dzis Mala Qoopka sama na wlasnych nozkach wkroczyla przez bramy parku...
weszla na plac zabaw, obskoczyla wszystkie pienki, slizgawki i chustawki...biegala za pilka...chciala sie wspinac na drabinki dla starszych dzieci....wszedzie jej bylo pelno

czas leci....az sie lezka zakrecila....bo tak do Matki dotarlo, ze to juz nie maly bobas pachnacy mlekiem... a Mala Panienka...






































































































































Friday 13 August 2010

zoo

Matka pamieta Berlin z wycieczki studenckiej....kiedy to Pani profesor zupelnie za darmo poswiecala jeden weekend w roku dla kolejnego rocznika naszego wydzialu,zeby zabrac studentow i pokazac im jak wyglada prawdziwa architektura.... miasta....
teraz jest inaczej...
majac Mala Q zycie smakuje sie z innej strony..
nie czas juz na maratony po ulicach....gdyz protest dosyc mocno slyszalny jest z wozka.... :)
poza tym przechodzimy faze " wozkom i noszeniu mowimy stanowcze nie!"
Mala Q zdecydowanie woli zdobywac swiat na wlasnych nogach i nie jest wazne to,ze robi 1 krok naprzod dwa w tyl i jeden w bok....bo wszystko dookola jest szalenie interesujace a najbardziej murki, krawezniki  i studzienki kanalizacyjne... :)
Matka wiedzac,ze Berlin byl miastem przelotowym na drodze do UK...wiec wybrala cos co pasuje do energetycznej 16 miesiecznej panienki....co by przejsc to jakos w miare bezpiecznie zdecydowala: jedziemy do ZOO !....
nie starczy jeden dzien by zwiedzic wszystko...skupilismy sie na Akwarium....ktore zapiera dech w piersiach kolorami....i rozmiarami niektorych ryb!
samo zoo jest ogromne ...dla starszakow mozna wypozyczyc smieszne wozki, ktore potem ciagna dzielni rodzice.... w centrum jest restauracja....z pysznym jedzeniem i zastepami wrobli, ktore chyba sa w kazdym zakatku Berlina.... prawie oswojone czekaja,przy stopach kazdego w nadziei,ze cos spadnie im wprost do dzioba...a jesli nie same pchaja sie do talerzy :)))
Mala Q czesc ZOO zwiedzila na spiocha....a czesc ze standardowymi okrzykami " A cio to???" i radosnym kwikiem na widok ptactwa i innych wolno biegajacych zwierzakow...
malo mielismy czasu,zeby poczuc miasto...choc kolacja we wloskiej restauracji, gdzie siedzielismy przy stolikach na swiezym powietrzu....zaopatrzeni w pledy na wypadek chlodu...gdzie zapach i smak mieszal sie z muzyka ulicznych grajkow i gwarem rozmow pozostanie niezwykle przyjemnym wspomnieniem....jakos...inaczej oddycha to miasto...przestrzenia....ktorej troche mi brakuje tutaj gdzie jestem.....











Wednesday 11 August 2010

Pergola....

Matka lubi miejsca ,gdzie mozna poczuc sie wyjatkowo...spijac kawe i ogladac wnetrze,ktore ma to cos...
i moze to byc bardzo nowoczesne wnetrze z pieknym detalem jak i bardziej tracace czasem...
fajnie jest miec swiadomosc, ze ktos kto to wnetrze tworzyl. wlozyl w to i serce i prace...
w Kolobrzegu mieszkalismy z dala od centrum....byl las, las dluuugo dlugo nic i potem cywilizacja...
ale jak sie juz doczlapalismy do bardziej zaludnionego terenu  to zawsze jakos czasu brakowalo...trzeba bylo gnac spowrotem do hotelu bo albo Mala Q dawala czadu albo pora obiadowa byla..itd
ale cudem wsrod mnostwa nudnych knajpek trafilismy do restauracji, gdzie znakomite latte pilo sie w rownie znakomitym wnetrzu....
male elementy tworza tu calosc dosc przyjemna, zdecydowanie warto tam zajrzec...
Mala Q na wstepie dostala pajaca z kredkami i kolorowanke .. a rodzice chwile spokoju...by moc sie rozejrzec dookola...








































































































Add caption


































































































































jestesmy :)

szybko sie konczy to co mile...
z reszta tydzien to za malo...dopiero sie zaczyna a juz sie konczy...
pogoda daleka od wymarzonej.... byly dni, ze woda lala sie strumieniem ...
Matka chyba pogode z wyspy wlecze za soba nawet na wakacje...
w sumie naliczyc mozna 1 dzien 100% plazowej pogody ...
Mala Q propagatorka pustelicznego zycia przeszla przyspieszony kurs zycia w spoleczenstwie...
same nowe doznania i emocje...
przewidywania rodzicow nie zawsze sprawdzaly sie w rzeczywistosci...
na piasek i fale poczatkowa reakcja byla odwrotna .... piasek byl "dziwnej konsystencji" i nie dawal oparcia tak jak normalna ziemia.....wiec wzbudzal  spora niechec nasze Qoopkowej krolewny :)
dopiero pomysl Tatusia z kaloszami spowodowal ,ze Mala Q przelamala sie i potem to juz z gorki....zapalala miloscia do wody i nawet w niepogode Matka targala 3 pary spodenek na zmiane bo Mala Q nie przejmowala sie temperatura wody...gnala do fal po czym w nie siadala... :)
po tygodniu rowniez juz bardziej tolerowala ilosc ludzi dookola i fakt,ze co chwile ktos do niej zagadywal...poczatkowo byl ryk, potem mina i zakrywanie raczkami twarzy na koncu wstapila w nia wieksza sila i zaczynala powoli sie przyzwyczajac...ale generalnie nie jest to typ otwarty co to zapomina o rodzicach i gna przed siebie...
Matka odpoczela, bo to babcie biegaly z Mala Q i pokonywaly kilometry schodow gora-dol....
jeszcze na dodatek Tatus zafundowal Mamusi 2 masaze wiec lezala sobie i oklepywali ja goracymi kamieniami i stemplami...Boszzz jaka przyjemnosc! Matki powinny miec 100% dofinansowanie od panstwa na taka forme relaksu jako podzieka za wychowywanie nowego pokolenia...
Czeresni Matka nie zjadla...bo nie ma ;( a to pech....
za to raczyla sie goframi i spijala latte......
w drodze powrotnej byl Berlin...ale o tym nastepnym razem.....