Saturday 11 September 2010

The baby kamikaze

dzieci w amoku eksploracji lekko ocieraja sie o autodestrukcje..
matka juz wiele razy pisala tu,ze najchetniej Mala Q owinelaby szczelnie w folie babelkowac a dom wytapetowala oponami od stara...
ale sie tak nie da...i po kolejnym guzie na czole biegajacej Qoopencji zaczela sie zastanawiac co z tym moze zrobic... i doszla do tego,ze nic..
bo Mala biega jak opetana, czesto przed siebie zamykajac jedynie oczy widzac zblizajaca sie przeszkode jednak predkosci nie redukujac...
a matka nawet jak probuje nadzorowac 24 h to i tak nieraz ponosi kleske..
ale czasem lepiej sie poczuje wiedzac,ze nie jest z tym sama..chociaz chyba ma o wiele wiecej wyobrazni....
ostatnio w oslawionej bibliotece, byla swiadkiem momentu kiedy inna  mamuska ...usadzila samo na sofie swoje ledwo siedzace dziecie i zaczela mu bic brawo jak to pieknie samo siedzi po czym nawet nie zdazyla klasnac w dlonie kiedy myk... i dziecko wyladowalo pionowo glowa w dol obok sofy...
matka rzekla UPS! otrzepala dziecko i zajela sie sciaganiem drugiego dzieciecia prawie zwisajacego z szafki z ksiazkami...
a ja matka prawie zeszlam,
prawie...potrzebny mi byl zestaw reanimacyjny Jamesa Bonda...tylko podlaczyc elektrody by akcja serca wrocila...
tak to juz jest...siniaki, i guzy sa czescia zycia i jednak nieuchronne szczegolnie na tym etapie rozwoju... matka sama pamieta swoje dziecinstwo kiedy Dziadek Q przy niezlej widowni  pilowal balkonowe prety kiedy postanowilam zlapac uciekajacy papierek i glowa utknela mi po drugiej stronie balkonu...
pamieta tez kolege, ktorego ulubiona zabawa bylo wdrapywanie sie na dach windy i jezdzenie w szybie windy gora-dol...
to dopiero mrozi krew w zylach...
mam nadzieje,ze Mala Q nie rozwinie w przyszlosci az takich hardcorowych zabaw bo Matka nerwowo tego nie wytrzyma...moze poprzestanie na lazeniu na murkach...hahaha oj ja naiwna!

14 comments:

bubalah said...

Ha ha, ta glowka miedzy pretami to mnie rozwalilas;)))))
U nas ostatnio byl powazny upadek, czolo do tej pory ma blizne (mam nadzieje ze ladnie zejdzie na sloncu). Ale to byl drugi taki accident od narodzin, wiec nie jest zle. U nas energia rozwala Sophie, ale jest przy tym bardzo delikatna, ostrozna. Obawia sie najmniejszego omckniecia, poslizgu.
Pozdrawiamy z dusznego Londynu;)

wkropka von BILDschön said...

oj prawda prawda...
moj cwiczy dzielenie skakanie, tyle ze nie po podlodze tylko z kanapy...a matce serce w gardle staje...nie mowiac juz o tej predkosci swiatla, ktora ostatnio rozwija...i tak samo jak Ania...czasem z zamknietymi oczami...

matki niemki tez przyjmuja wersje "upsala" (czytaj "ups")...
a nawet od tutejszej kasy chorych dostalismy ostatnio droga pocztowa kilka plastrow i kupon na taka saszetke z zelem chlodzacym na guzy wszelakie i siniaki...i napisali "drogi smyku wszedles teraz w taki okres zycia, gdzie latwo o zranienia..." matka czyta: to doigralas sie stara...czas na stany przedzawalowe..."

greetings from germany
mnh

Anik said...

ja wymiekam!!! głowa miedzy pretami!! :-D A mala Q jak Adas - kaskaderzy z nich beda...ja wyluzowalam, nadzoruje ale bez przesady i bez wyrzutow sumienia, bo czasami sie poprostu nie da... :) Wczoraj zaliczylismy wymyk z krzeselka i zjazd czolem po szafie :) Pozdrowienia i buziole :*

Kasiorek said...

Kochana wszystykich niebezpieczenstw nie wyeliminujesz,wypadki beda sie zdarzaly, oby niegrozne.Dzieci w tym wieku nie zdaja sobie sprawy z zagrozen..To przyjdzie samo.Wazne abyscie swoim strachem nie zasczepili dziecka. Ja widzialam juz takie przypadki(babcie sa najgorsze niestety)kiedy nie pozwalalo sie dziecku biegac (bo sie przewocisz),wdrapywac na drzewa(bo spadniesz),glaskac psow(bo cie ugryzie)a potem gdy dziecko jest starsze to sie narzeka:a moja Marysia(Asia czy inna Irenka)to taka ciamajda.
Moje dziecie bylo latem w parku wodnym z kolezanka.11-letnia dziewczynka nie zjechala z ani jednej slizgawki, nie skakala do wody,plywala tam gdzie plytko albo pluskala sie w brodziku.
Zawsze bedziemy sie bac o nasze dzieci-szczegolnie my-Matki Polki.Stach bedzie sie powiekszal z wiekiem dziecka.Siniak na kolanie to nic z tym co czyha na nastolatke na zewnatrz. Ja juz sie boje a moje dziecko ma tylko 9 lat...

Anik said...

Acha! :) pobawisz się w ulubione? Więcej u mnie na blogu... :) :*

Majana said...

Jejciuś jaka Ania jest słodziutka! Śliczna dziewczynka:)
A widzę, że taka energiczna to po mamusi, co?;))
Pozdrawiam Was:)

cudawianki said...

i Ty sie Kochana dziwisz, ze Qoopencja ma tyle energii... przeciez to po Tobie!! ;-) tylko podczas wizyty u dziadkow nie podpowiadaj jej do czego sluza prety ;-) ups! raczej do czego nie sluza ;-)

iis111 said...

ja do dzisiaj mam 3 blizny z dziecinstwa;)

Mamsan said...

Ale sie usmialam... widze ze wszystkim nam mamuska przytrafiaja sie bardzo dziwne rzeczy z takimi slodkimi maluchami... :-) M

Kasia Fiołek said...

A jak ten kolega na ten dach windy wchodził? Nie żebym sama chciała spróbować, ale mnie ciekawi.

Opony od Stara to i mnie by się przydały, a jakże. Doskonale cię rozumiem.

Pozdrowienia dla małej kaskaderki ;-)

Dor said...

Qpko kochana, a czemu Ty nic ostatnio nie pieczesz? Ja od Ciebie tyle przepisów wykorzystałam, że hoho ;-) Mniam....

Qoopka said...

Bubalah uff oby sie czolo szybko zagoilo !
MNH no u nas plastrow jeszcze nie wysylaja ale mam altacet w zelu z PL niezastapiony :)
Anik zjazd czolem po szafie ... jak widac,nasze dzieci to sie dobraly! :)
Kasia dzieki :*** musze sie uodpornic
Majanko Mala Q energia mnie przewyzsza hoho!
Cudawianki od pretow ja bede trzymac z daleka :)))
Iis :)
Mamsan dobrze,ze nie jestesmy z tym same :)
Dragonfly :) to w starych blokach mozna bylo poluzowac srube i otworzyc drzwi i wskoczyc na winde ,ktora byla pietro nizej... sprytne nie :)) rodzice jego chyba do dzis nie wiedza o tym :)
Dori :)) myslalam,ze zasmiecam blog przepisami a czasem mam ochote cos wsadzic zachecilas mnie! :)) buziaki

dorota20w said...

o rany - tez niezłe miałas pomysły na tym balkonie :)
Ania jak zwykle czarująca :)

dziwobaba said...

Dobre z tym balkonem:)))
Wypadki są nieuniknione, możemy się tylko starać zminimalizować ich liczbę i dotkliwość.
Ostatnio byłam na placu zabaw świadkiem jak pewien tatuś w ostatniej chwili zgarnął córeczkę wbiegającą wprost pod rozbujaną huśtawkę. Aż mi adrenalina podskoczyła na ten widok. A jakieś pół godziny później zbierałam moją własną Dziu z ziemi, po tym jak wypadła z karuzeli (takiej małej ręcznej i niezbyt rozpędzonej na całe szczęście).