Tuesday 15 June 2010

lick the lid of life...

Matka Q moglaby byc rasowa czarownica...bo na miotle umie jezdzic jak nikt..
odkad pod dachem ma swoja mala minature nie tylko ilosc prania zwiekszyla sie drastycznie a ilosc zamiatania rowniez..
Matka nie umie dziecka ograniczac...i tak dziecko je w swoj unikatowy sposob i nie wiedzac nawet jak...okazalo sie,ze moglybysmy nalezec do ruchu propagujacego jedzenie przez juniora w sposob jaki chce i co chce..
i tak od samego poczatku od 1 marchewki...jedzenie jest rozgrzebywane...wybierane malymi paluszkami co smaczniejsze.. a reszta jest efektownie zrzucana ruchem ksiazecym z blatu krzeselka...
nawet podawane jedzenie na talerzyku jest elegancko wysypywane...
co bardziej pedantycznych niech glowa nie boli...na savoir vivre jeszcze przyjdzie czas...
i tak..Mala Qoopka zawziecie przy kazdej porze posilku karmi nie tylko swoj maly brzuszek ale rowniez panele podlogowe...
i tak za kazdym razem po posilku matka nurkuje pod stol w celu usuniecia jedzenia, ktore mogloby sluzyc za element poslizgowy ..matka ma juz zeby stale ,ktore nie odrastaja wiec jest o co dbac :)





7 comments:

Anik said...

Słodko wyglada taka u8ciapkana! Czego pewnie nie można powiedziec o panelach ;))
U nas taki widok jest rzadkością bo nasz żarłok od pierwszej marchewki celnie trafia do ust...;-p

wkropka von BILDschön said...

my son eats just like your Ania, a lot a work after that, but i'm so proud, he's doing it by himself...

Ania is so lovely...

greetings from germany
mnh

Asia said...

Najwazniejsze, ze je sama :-)

dziwobaba said...

Fajnie, że Q. chce siedzieć w krzesełku. Dziubella odmawia.
Ostatnio jej ulubionym miejscem spożywania posiłków stała się... szafka pod telewizorem (chyba dlatego, że na odpowiedniej wysokości - zbieram się do zakupu dziecięcego stolika i krzesełek). A rozrzucanie niechcianego jedzenia na wszystkie strony to jeszcze nic. Potem dochodzi "samodzielne przyrządzanie posiłków": przelewanie picia z kubeczka do miseczki, zalewanie marchewki sokiem, wciskanie nitek makaronu do butelki z wodą, próby nadziewania jedzenia na trąbę zabawkowego słonia, dobieranie się do szafki z przyprawami (tylko czekam aż trafi na chili i wreszcie jej się odechce)- przynajmniej u nas tak to ewoluowało.
Ale i tak przede wszystkim trzeba się cieszyć, że jedzą same. Mamy tu w sąsiedztwie dzieci nawet większe niż D., które wciąż są karmione przez rodziców. Myślę, że na dłuższą metę takie karmienie jest dużo bardziej kłopotliwe niż pozbieranie resztek jedzenia z podłogi.

Majana said...

Niesamowita dziewczynka :) Śliczna, śliczna, śliczna jak Mamusia !:))
Nawet cała w serku Aniusia jest cudna!

Pozdrawiam Was:*

Anonymous said...

chyba byloby wieksze zmartwienie gdyby byl niejadek :)

Anonymous said...

:) To samo przerabialam . my mamy takie krzeselko z glebsza tacka ( chwala mi za to ze takie wybralam - nieswiadomie ) - dzieki temu talerz zostaje na miejscu i jedzenie tez , no chyba ze maluch zacznie rzucac w dal ;)

Nauka jedzenia jest irytujaca to fakt . Ale u nas do dzis przy spagetti jest wszystko wszedzie a maly wyglada jak z horroru - caly w czerwonym sosie :)
Niedlugo Q zalapie lyzeczke a pozniej rzuty ow wczesniej wymieniona ;)
Pozdrawiamy !!Pipi